Parafia p.w. Św. Józefa

 
   

 

POWRÓT

 

 

 

 

                                                                        VARIA

 

 

                            

                                                     

                                          Marzec - warto wiedzieć

Marzec - trzeci miesiąc w roku wg używanego w Polsce kalendarza gregoriańskiego, ma 31dni.
Nazwa miesiąca pochodzi od łacińskiej nazwy Martius - 'miesiąc Marsa'.
Od niej wywodzi się większość nazw tego miesiąca w językach europejskich.

 

                                                  

 

 

   

 

 

 

Myśl na dzisiejszy dzień

 


 


 

"Boże, po stokroć święty, mocny i uśmiechnięty -
[...] dzisiaj, gdy mi tak smutno i duszno, i ciemno -
uśmiechnij się nade mną."

                         ks. Jan Twardowski


 

Wielki Post - szansa czy niebezpieczeństwo.

Ten, kto żyje realnie w Kościele (bo tylko ci, a nie ci, którzy myślą, że jeszcze w Nim są) może zadaje sobie pytanie: czy czas Wielkiego Postu coś może we mnie zmienić ? Przecież to już było, a jak było mniej więcej każdy wie. Ale dla realnie myślących i poważnie chcących traktować swoją wiarę w Chrystusa kilka uwag i spraw życia do przemyślenia.

Po pierwsze: nic nie mogę. Nie, już nic. Ma być po staremu, bo jestem może i grzeszny, ale niewiele da się zrobić. Wszystko nam przeszkadza w powrocie do Boga; a to praca, sąsiedzi i ksiądz, i sto innych przyczyn. Dziś się nie da, nie w takich okolicznościach droga do nawrócenia. To ogromna pokusa, oczywiście nieraz nie do końca nieuświadomiona, często potem tłumiona.

Po wtóre - odwrotnie: wszystko muszę zmienić, naprawić; nie będę palił już papierosów, nie będę przeklinał, nie będę , a będę na każdych Gorzkich Żalach, Drodze Krzyżowej, będę pościł trzy razy w tygodniu, będę . Wszystkiego nie dasz rady, ale niektóre możesz i to z pomocą Bożej Opatrzności. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia pisze św. Paweł.

Jeszcze chyba jedna ważna rzecz: nie teraz, a więc potem. Potem się nawrócę, potem dam jałmużnę, potem pójdę do spowiedzi jak będę miał więcej czasu, sposobności, pieniędzy i jeszcze parę innych rzeczy. A więc mam dużo czasu, ale właściwie nie mam czasu, bo przecież praca jestem zabiegany, teraz chory, boli mnie noga, a poza tym to niebezpiecznie (zawsze można się choćby zarazić). Może bym i chciał bożego pokoju, wyciszenia, bliskości Boga. Ale to się nie da: bez trudu, ciężkiej modlitwy, ciężkiego wstawania i wielu innych moich małych krzyży po prostu bez Krzyża ! Chrystus powie: kto chce iść za mną niech się zaprze samego siebie, weźmie krzyż swój, a potem Mnie naśladuje. Nawrócenie jest możliwe, ale tylko pod tym warunkiem: być złączonym z Chrystusem realnie w Słowie i Sakramentach Kościoła, zaprzeć się siebie, brać swój krzyż i z nim iść za Krzyżem Chrystusa . ku Zmartwychwstaniu!

Zapraszam do skorzystania z nabożeństw Wielkiego Postu, rekolekcji, modlitwy, postu i jałmużny.

Ks. Krystian


 

Przychodzi naprawdę nowy czas.

Tak naprawdę jest; przychodzi nowy czas, a jakże czas postu, Wielkiego Postu,
refleksji i zastanowienia się nad sobą; czas słuchania Słowa Bożego, karmienia się Nim, czas pokuty.
Kiedy piszę te słowa, za dwa tygodnie będzie środa popielcowa, a więc coś wielkiego,
niezwykłego; symboliczne posypanie głowy popiołem, a potem rozpoczynamy Drogę Krzyża naszego Pana i Gorzkie Żale,
by rozważyć czym jest cierpienie i śmierć, również nasza.
Mówienie w dzisiejszych czasach o pokucie, potrzebie nawrócenia wydaje się chybione, po prostu nie jest w modzie;
moda dziś jest inna. Współczesne czasy cierpią - co by nie powiedzieć jeszcze o nich - na duchową krótkowzroczność
i wręcz oczarowanie doczesnością. Nie dostrzegając wiecznych horyzontów,
gloryfikuje się - zresztą na różny sposób - sukces i płytkie szczęście.
I trzeba zaraz dodać, że doczesność przecież nie jest sama w sobie czymś złym, ale pod jednym warunkiem, a mianowicie,
gdy jest mądrze przemieniana w wieczność.
To proponuje nam Kościół, gdy w imię Chrystusa proponuje nam pokutę i nawrócenie.
Owa bowiem pokuta i nawrócenie przemienia w nas to, co nieustannie przemija w nas i wokół nas, i tworzy „nowe” czyli Boże,
kierując nas tym samym ku wieczności. Przyjmując popiół na głowę, uczestnicząc w nabożeństwach Wielkiego Postu pomyśl,
że Pan czasu i wieczności powołuje Cię do czegoś większego: do nieśmiertelności. Ją wykuwamy już dziś.

Ks. Krystian

 

 

Życie jest...

Życie jest szansą, schwyć ją.
Życie jest pięknem, podziwiaj je.
Życie jest radością, próbuj ją.
Życie jest snem, uczyń je prawdą.
Życie jest wyzwaniem, zmierz się z nim.
Życie jest obowiązkiem, wypełnij go.
Życie jest grą, zagraj w nią.
Życie jest cenne, doceń je.
Życie jest bogactwem, strzeż go.
Życie jest miłością, ciesz się nią.
Życie jest tajemnicą, odkryj ją.
Życie jest obietnicą, spełnij ją.
Życie jest smutkiem, pokonaj go.
Życie jest hymnem, wyśpiewaj go.
Życie jest walką, podejmij ją.
Życie jest tragedią, pojmij ją.
Życie jest przygodą, rzuć się w nią.
Życie jest szczęściem, zasłuż na nie.

Życie jest życiem, obroń je.

 

                                                                                             Matka Teresa z Kalkuty

 

 

Zawsze warto !

Kiedyś natknąłem się na życiorys chłopca, który żył czternaście wieków temu. Miał na imię Izydor i pochodził z Hiszpanii. Nie lubił się uczyć, przez co marzył, aby czas wakacji trwał cały rok !
Pewnego dnia jego starszy brat podsunął mu książkę o wojnach Gotów i Wandalów,

którzy kiedyś napadali na Hiszpanię, a potem następną książkę i jeszcze jedną, do tego stopnia, że Izydorowi spodobało się czytanie. Polubił je tak bardzo, że gdy już dorósł, miał największą bibliotekę nie tylko w swoim mieście – Sewilli, ale i w całej Hiszpanii.

Po latach nauki został księdzem, a później arcybiskupem Sewilli. Po pewnym czasie Izydor sam zaczął pisać książki. Napisał aż dwadzieścia tomów ówczesnej encyklopedii ! Każdy wyraz – pojęcie jest tam objaśnione, dzięki czemu można poznać jego znaczenie. Kiedyś książka taka była bardzo potrzebna, bo nie było Internetu. Jeśli ktoś chciał się dowiedzieć, co znaczy jakieś słowo, to musiał szukać w encyklopedii pod odpowiednią literą.

W encyklopedii Izydora, którą napisał na początku VII wieku i zatytułował Etymologia, znajdowało się aż osiem tysięcy haseł ze wszystkich znanych wtedy dziedzin nauki: z matematyki, medycyny, historii, filozofii i teologii. Można dziś śmiało powiedzieć, że Izydor stworzył pierwszą w historii bazę danych!

Czternaście wieków później na uniwersytecie w Kalifornii w Stanach Zjednoczonych spotkało się dwóch studentów – Sergiej Brin i Larry Page. Początkowo bardzo się kłócili, w niczym się nie zgadzali. Obaj jednak lubili się uczyć i chcieli zostać wielkimi naukowcami. Pasjonowała ich matematyka, informatyka i programy komputerowe.

Postanowili, że wymyślą taki program, który uporządkuje całą wiedzę, jaka znajduje się w Internecie. Oni osiągnęli swój cel: stworzyli najpopularniejszą obecnie wyszukiwarkę internetową – Google. Pierwsze badania i obliczenia prowadzili w garażu swojej koleżanki Susan. Dziś niemal wszyscy posługują się tym, co oni stworzyli, zaś ich firma jest jedną z najbogatszych na świecie.

Mówiono o Izydorze: „najbardziej uczony człowiek swoich czasów”. Bardzo dużo czytał i zdobywał nową wiedzę. Głosił tak piękne kazania, że ludzie słuchali ich zachwyceni i pełni podziwu. Było jednak coś ważniejszego: św. Izydor kochał Boga i swoich bliźnich. Gdy był już w podeszłym wieku i czuł, że umrze, kazał się zanieść do katedry i w obecności księży i wiernych zdjął biskupie szaty, włożył wór pokutny, głowę posypał popiołem i ze łzami w oczach błagał ludzi o przebaczenie win i zaniedbań oraz prosił, by się za niego modlili. Zmarł po czterech dniach od tego wydarzenia w wieku osiemdziesięciu dwóch lat.
Gdy po latach posługiwania się Internetem okazało się, że nie ma on swojego patrona, hiszpańscy informatycy poprosili papieża Jana Pawła II, żeby patronem cyberprzestrzeni został właśnie św. Izydor.

Post scriptum: Wychowywać, czyli co robić ?

Wychowanie zwłaszcza młodego pokolenia, wydaje się jedyną formą radzenia sobie z życiem już tu i teraz, i w przyszłości. Dlatego wychowanie musi być solidne i oparte na wartościach najwyższego rzędu. Bez wychowania, albo niewłaściwego wychowania człowiek staje się w końcu bezradny i pogubiony w życiu, a przez to nieszczęśliwy.

Jezus Chrystus pragnie nas wychowywać, bo przecież każdego z nas wzywa donawrócenia i każdemu stawia najwyższe wymagania! Bez wychowania, bez tego procesu edukacyjnego, wskazywania najwłaściwszej drogi życia, bez konsekwencji i wymagań - człowiek staje się, a zwłaszcza młody, zagrożeniem dla siebie, a w końcu ogromnym zagrożeniem dla innych i świata. Owszem, trzeba okazywać najpierw wsparcie i miłość, a jednocześnie konieczne jest stawianie jasnych i wysokiego rzędu wymagań. Bez jednego i drugiego jednocześnie myślę, że nawet trudno mówić o jakimkolwiek wychowaniu.

Również religijnym, a może przede wszystkim.

Oby rozpoczynający się nowy rok szkolny, a za niedługo akademicki był czasem zdobywania wiedzy, która prowadzi do mądrości życia według zasad chrześcijańskich, bo tylko te gwarantują szczęście życia dla siebie, którym to szczęściem można dzielić się z innymi.

                                                                                                                                                       Ks. Krystian

 

 

 

Nie gadaj tyle. Nie mów bez końca, co myślisz,
co uważasz, co twierdzisz, co
chciałbyś, coś już zrobił, jakie masz plany, zamiary,
nadzieje, perspektywy, szanse,
z czym się nie zgadzasz, czemu się sprzeciwiasz,
czego nie chcesz, przeciwko czemu
protestujesz - w ciągłej obawie, że ktoś może
nie wiedzieć o tobie czegoś bardzo
ważnego, w ciągłej obawie, że inni mogą cię
przesłonić. Nie mów tyle.
Zamilcz, bo będziesz jak pusty plac targowy,
po którym wiatr rozrzuca śmieci.
Uspokój się, żebyś mógł odnaleźć siebie.
(ks. Maliński)


 

NIBY NIEWAŻNE       

    

Kiedy czujesz się zraniony, czasami próbujesz wmówić sobie, że cię to nie obchodzi: o
soba, która cię skrzywdziła, nagroda, której nie wygrałeś, okrutny uczynek lub słowo, które zostało bezmyślnie wypowiedziane.
Udawanie, że nic się nie stało, to w pewien sposób unikanie prawdziwego życia,
bo próbując udawać, że coś cię nie obchodzi, niepostrzeżenie odcinasz także swoje uczucia.
Więc nie odczuwasz szczęścia, smutku, złości, nie czujesz się kochany i nie czujesz, że kochasz.
Sposób na przebrnięcie przez to, co cię boli, polega na zbliżeniu się do tego, pozwoleniu sobie poczuć,
 pozwoleniu sobie na płacz, który cię oczyści i zmyje ból.
Udawanie, że nic się nie stało, prowadzi do tego, że tak naprawdę przestajesz w ogóle cokolwiek odczuwać
 i w rezultacie przestajesz tak naprawdę żyć. Tak więc pozwól sobie to poczuć! Czuj, płacz i zdrowiej.
Tak, abyś znowu mógł czuć, że coś się dzieje.
Abyś mógł żyć.
Abyś mógł kochać.


Daphne Rose Kingma
Tłumaczenie: MARTA WOŹNIAK

 

 

Niespodzianka dla swoich

Znanego francuskiego pisarza F. Mauriaca (1885 - 1970) zagadnął kiedyś ironicznie pewien dziennikarz:
- Panie Mauriac, szanuję pana jako człowieka wykształconego i mądrego.
Stoi pan mocno w świecie. Ale jednego nie mogę zrozumieć: tego, że pan jest katolikiem.
Jak może pan wierzyć w życie po śmierci? Jak pan sobie to wyobraża? Jak ma ono - pańskim zdaniem - wyglądać?

Laureat literackiej nagrody Nobla (1952) odpowiedział zaskakująco:
- Ja sobie w ogóle niczego nie wyobrażam. Zostawiam tę sprawę Panu Bogu i nie mieszam się w to,
jaką niespodziankę chce On zgotować dla swoich.


 

 

Wspólnota to dar i zadanie


Apostołów i uczniów nie było zbyt wielu. Dwunastu ze ścisłego grona oraz siedemdziesięciu dwóch, o których jest mowa w dzisiejszej Ewangelii. Czy zatem nie byłoby rozsądniejsze, gdyby Jezus posyłał ich pojedynczo? Wydaje się, że dla Jezusa nie tyle ilość, zasięg i skuteczność są istotne, co wspólnota. W życiu ucznia Chrystusa ważne jest, żeby ludzie byli blisko siebie, aby byli dla siebie pomocą, pocieszeniem. Gdyby Jezus posłał ich pojedynczo, zasięg Jego nauczania byłby może większy. Co jednak stałoby się z uczniami? Czy nie ucierpiałyby ich wzajemne relacje? Wspólnota to dar, niejednokrotnie bardzo trudny. Możemy ulec pokusie indywidualizmu, aby działać w pojedynkę, bo tak jest prościej. Znamy swoje mocne i słabe strony, odpowiadamy przed Bogiem za siebie. We wspólnocie musimy nosić brzemiona innych, a to jest trudne. Tego jednak oczekuje od nas sam Jezus: „Jedni drugim noście brzemiona” (Ga 6, 2).

Panie Jezu, Ty wiesz, że drugi człowiek może być ciężarem. Ty jednak pragniesz, abyśmy byli wspólnotą. Naucz mnie przyjmować drugiego człowieka z wyrozumiałą miłością. Amen.

 

Zmarli proszą o pomoc

Błogosławiony Stanisław Papczyński w 1676 r., podczas pobytu w Luboczy, w czasie ekstazy doświadczył męczarni dusz czyśćcowych. Kiedy doszedł do siebie, szybko udał się do współbraci i głośno wołał: „Błagam was, módlcie się za zmarłych, bo straszne cierpią męczarnie”.Potem zamknął się na kilka dni w celi i nic nie jedząc ani nie pijąc, modlił się za zmarłych cierpiących w czyśćcu. W tym samym roku, ciężko chory, udał się do sanktuarium Matki Bożej w Studziannie, aby prosić o uzdrowienie. Wtedy, również w ekstazie, został przeniesiony do czyśćca. Po zakończeniu wizji został uzdrowiony i wygłosił do wiernych długie kazanie o potrzebie wspierania zmarłych, opisując ich straszliwe męki. Potem nakazał współbraciom codziennie odmawiać brewiarz, różaniec za zmarłych oraz ofiarować za nich wszelkie zasługi, prace, posty, umartwienia i inne dzieła pobożne, aby zostali uwolnieni od nieznośnych cierpień.

W Dzienniczku św. Faustyny znajdziemy opis przeżycia młodej zakonnicy: „Zapytałam się Pana Jezusa, za kogo jeszcze mam się modlić? (…). W jednej chwili znalazłam się w miejscu mglistym, napełnionym ogniem, a w nim całe mnóstwo dusz cierpiących. Te dusze modlą się bardzo gorąco, ale bez skutku dla siebie, my tylko możemy im przyjść z pomocą. Płomienie, które je paliły, mnie nie dotykały (…). Od tej chwili ściślej obcuję z duszami cierpiącymi” (Dz, 20).
To tylko dwie z bardzo wielu wizji, którymi Pan Bóg obdarzył świętych, aby sami wspierali zmarłych i nas do tego zachęcali. W jaki sposób możemy najlepiej pomóc zmarłym? Odpowiedzi na to pytanie poszukajmy w nauce Kościoła i wskazówkach świętych.

Msza święta

Uprzywilejowaną moc wstawienniczą względem zmarłych pozostających w czyśćcu ma Msza święta. Papież Paweł VI napisał: „Święta Matka Kościół, wyrażając jak największą troskę o zmarłych (…) postanawia, że w tymże zmarłym przychodzi się z pomocą w sposób najdoskonalszy przez każdą ofiarę Mszy świętej”. W sprawowaniu nabożeństw i w modlitwach prywatnych to wierny zwraca się do Boga. Natomiast w Mszy świętej sam Jezus Chrystus wstawia się do swojego Ojca. Praktycznym wymiarem pomocy jest zamawianie przez wiernych Mszy świętej za zmarłych. Chrześcijanin powinien, przynajmniej raz w roku, zamówić Mszę świętą za zmarłych.

Modlitwy i odpusty

Skuteczną pomocą dla dusz czyśćcowych są ofiarowane za nich umartwienia, wyrzeczenia i modlitwy, choćby najkrótsze, zwane aktami strzelistymi. Wierni szczególnym szacunkiem darzą tzw. wspominki i zapalanie świec w listopadzie, modlitwę różańcową, Drogę krzyżową oraz specjalne modlitwy za zmarłych. Szczególną wartość ma także praktyka odpustów za zmarłych. Wierni mogą je uzyskać, spełniając następujące warunki: wola uzyskania odpustu, stan łaski uświęcającej, odmówienie modlitwy i spełnienie czynu obdarowanego odpustem. Święty Jan Maria Vianney powiedział: „Gdybyśmy chcieli, to byśmy prędko czyściec pustym uczynili, ofiarując za biedne dusze czyśćcowe wszystkie odpusty, jakie pozyskać możemy. Bardzo winnymi jesteśmy, bardzo nieczułymi, gdy tak łatwymi środkami mogąc uwolnić zmarłych, nie czynimy tego, ale pozwalamy, aby się paliły w strasznych płomieniach czyśćcowych!”.

Jałmużna

Ofiary pieniężne na dzieła miłosierdzia są bardzo pochwalane w Piśmie św. (2 Mch 12,43-45). W Księdze Tobiasza czytamy: „Przez wszystkie dni twojego życia spełniaj uczynki miłosierne i nie chodź drogami nieprawości. Wszystkim, którzy postępują sprawiedliwie, dawaj jałmużnę z majętności swojej i niech oko twoje nie będzie skąpe w czynieniu jałmużny! (…) Jak ci tylko starczy, według twojej zasobności dawaj z niej jałmużnę! Będziesz miał mało, dawaj mniej, ale nie wzbraniaj się dawać jałmużny nawet z niewielkiej własności! Tak zaskarbisz sobie dobra na dzień potrzebny, ponieważ jałmużna wybawia od śmierci i nie pozwala wejść do ciemności” (4,5-11). Dobrowolny i bezinteresowny dar – jałmużna - zarówno materialna, jak i duchowa, ofiarowana za zmarłych, ma wielką wartość w oczach Bożych. Ofiary mogą być składane przy zamawianiu Mszy świętej, dla biednych, ale także na dzieła charytatywne i misyjne Kościoła.

 

 

 

Przedstawiamy sylwetki męczenniczek związanych z naszą diecezją, a beatyfikowanych w czerwcu tego roku - cz. II

 

1. S. M. Adelheidis Töpfer, lat 57, zamordowana 24 marca 1945 r. w Nysie.

S. M. Adeiheidis Töpfer urodziła się w Nysie 13 września 1887 r. W wieku czterech lat straciła matkę, a w wieku 12 lat – ojca, urzędnika kolejowego. Jako sierota, wraz ze swoimi siostrami trafiła do Domu św. Notburgi, pensjonatu prowadzonego w Nysie przez elżbietanki. (siostry elżbietanki w Nysie prowadziły kilka placówek). Do zgromadzenia wstąpiła w 1908 r., a śluby wieczyste złożyła w roku 1919. Była nauczycielką. Pracowała z pasją i oddaniem. Przez wiele lat kierowała szkołą w Koźlu, zajmowała się też pomocą potrzebującym. W 1943 r. przeniesiona została do Nysy i po raz kolejny zamieszkała w Domu św. Notburgi. W związku ze zbliżającym się frontem zajęła się tam opieką nad starcami i chorymi ewakuowanymi z innych części Śląska.

Była prawdziwą duszą tego domu. Przyjmowała wszystkich, którzy prosili o przyjęcie, choć było bardzo mało miejsca. Kochała chorych. Gdy zbliżali się Rosjanie, miała możliwość ucieczki, ale dobrowolnie i świadomie pozostała z tymi, którymi się opiekowała. "Kto się zajmie tymi nieborakami?" – miała powiedzieć.

Armia Czerwona wkroczyła do Nysy w nocy z 23 na 24 marca. Żołnierze zachowywali się z wyjątkowym bestialstwem. 24 marca do pomieszczenia, w którym przebywała s. Adelheidis wraz z podopiecznymi i drugą siostrą, s. Sylwestrą, wtargnął radziecki oficer i pokazując zakrwawioną rękę, zapytał się, kto stąd do niego strzelał. Gdy usłyszał odpowiedź, że nikt stąd nie strzelał, gdyż nikt tu nie ma broni, wyciągnął pistolet i zastrzelił obie siostry. Zdaniem świadków tego zdarzenia zginęły, gdyż były osobami zakonnymi.

Niestety na temat s. Sylwestry, która również należy do grona Męczenniczek Elżbietańskich, nie udało się znaleźć żadnych dokumentów umożliwiających przeprowadzenie procesu beatyfikacyjnego.

W sumie od połowy marca do 7 kwietnia (gdy Rosjanie nakazali ostatnim niemieckim mieszkańcom opuszczenie miasta) na terenie Nysy zginęły 22 siostry elżbietanki. 30 sióstr zakonnych z różnych zgromadzeń straciło życie w trakcie lub z powodu gwałtów dokonywanych przez Rosjan "wyzwalających" Nysę.

2. S. M. Melusja Rybka, lat 39, zamordowana 24 marca 1945 r. w Nysie.

S. M. Melusja Rybka urodziła się 11 lipca 1905 r. w Pawłowie k. Raciborza w bardzo pobożnej rodzinie rzemieślniczej. Ojciec, mistrz murarski, był członkiem III zakonu franciszkańskiego. Na chrzcie otrzymała imię Marta. Była trzecim spośród 11 dzieci.

Wstąpiła do zakonu w 1927 r., a śluby wieczyste złożyła w 1934 r. Od 1929 r. przebywała w Domu św. Jerzego w Nysie, gdzie funkcjonowała szkoła dla dziewcząt. Pracowała w piekarni, w ogrodzie i w gospodarstwie. Była bardzo sumienna, pracowita, odpowiedzialna. Pomagała również dzieciom. W Nysie spędziła wojnę i tam zetknęła się z wkraczającymi oddziałami Armii Czerwonej.

24 marca, w sobotę przed Niedzielą Palmową, w pierwszym dniu obecności Rosjan w Nysie, po południu, do Domu św. Jerzego wtargnął żołnierz sowiecki i zaatakował Marię Jüttner, młodą dziewczynę zatrudnioną w domu sióstr elżbietanek. S. Melusja, broniąc jej przed gwałtem, stanęła między napastnikiem a ofiarą, której udało się uciec. W odwecie czerwonoarmista zaatakował siostrę. Broniła się mimo gróźb i bicia. Żołnierz wciągnął ja do pokoju, skąd świadkowie mogli usłyszeć odgłosy szamotania, a w końcu strzały. Prawdopodobnie do gwałtu nie doszło. Siostra zabita została strzałem w tył głowy.

Zbrodniarz, uciekając, podpalił budynek. Ogień rozprzestrzeniał się bardzo szybko, zatrzymał się jednak przed pokojem, gdzie leżała s. Melusja. Dalsza część domu została uratowana.

 

3. S. M. Sapientia Heymann, lat 70, zamordowana 24 marca 1945 r. w Nysie.

S. M. Sapientia Heymann urodziła się 19 kwietnia 1875 r. w Lubieszu k. Wałcza w rodzinie chłopskiej. Miała ośmioro rodzeństwa. W wieku 10 lat straciła matkę.

Do Zgromadzenia Elżbietanek wstąpiła w 1894 r., a śluby wieczyste złożyła w 1906 r. Przez lata pracowała jako pielęgniarka w Hamburgu, a w 1927 r. przeniesiona została do Nysy, gdzie zajmowała się chorymi i starszymi siostrami w Domu św. Elżbiety. Tam też spędziła wojnę. Mimo zbliżającego się frontu została w Nysie z osobami potrzebującymi pomocy.

Wojska radzieckie wkroczyły do Nysy w nocy z 23 na 24 marca 1945 r. Świadkowie tamtych wydarzeń relacjonują, że "Rosjanie szaleli niczym bestie". "Nie potrafię opisać, co się z nami działo, gdyż wzdraga się przed tym pióro" – pisała w liście z 1946 r. przełożona nyskiego Domu św. Elżbiety, s. M. Arcadia Kroll. Krótko po zdobyciu miasta grupa pijanych żołnierzy wtargnęła do Domu św. Elżbiety i dokonała zbiorowego gwałtu na przebywających tam siostrach staruszkach, będących między 70. a 80. rokiem życia. Wykorzystane zostały też siostry chore i sparaliżowane.

24 marca, w sobotę poprzedzającą Niedzielę Palmową, wszystkie siostry otrzymały rozkaz zebrania się w refektarzu. Żołnierze wybierali młodsze, strzelali do lamp, talerzy. Jeden z nich zaatakował młodą siostrę, która broniła się, rozpaczliwie błagając o ratunek. W jej obronie stanęła s. Sapientia prosząc, by zostawił swoją ofiarę. W odpowiedzi otrzymała śmiertelny strzał. Według relacji świadków tego zdarzenia śmierć s. Sapientii przyczyniła się do ocalenia od gwałtu młodej siostry, za która się wstawiła.

4. S. M. Felicitas Ellmerer, lat 56, zamordowana 25 marca 1945 r. w Nysie.

S. M. Felicitas Ellmerer urodziła się 12 maja 1889 r. w Grafing na terenie Bawarii. Na chrzcie otrzymała imię Anna. W wieku trzech lat straciła matkę. Ojciec, który był pasterzem alpejskim i serowarem ożenił się po raz drugi.

Wstąpiła do Zgromadzenia Elżbietanek, wraz ze swą siostrą, w 1911 r. Śluby wieczyste złożyła w 1923 r. Była bardzo dobrą nauczycielką — gospodarstwa domowego i robót ręcznych. Do 1939 r. pracowała w Domu św. Jana w Düsseldorfie. Następnie przebywała w domu w Kup, a od 1941 r. – w Domu św. Elżbiety w Nysie.

Był to dom w sposób szczególny atakowany przez żołnierzy radzieckich, którzy wkroczyli do Nysy w nocy z 23 na 24 marca. Zachowywali się ze szczególnym bestialstwem, gwałcąc i mordując siostry, profanując kaplicę i naczynia liturgiczne, w których jedli i pili alkohol. 25 marca, w Niedzielę Palmową, w późnych godzinach wieczornych do refektarza, gdzie przebywały siostry, kapłani i kilka osób świeckich wtargnęli uzbrojeni żołnierze, którzy usiłowali wyciągnąć kilka sióstr, chcąc je wykorzystać. W ich obronie stanęła s. M. Arkadia, przełożona domu, która w odpowiedzi otrzymała tak silny cios, że straciła przytomność. (Odzyskała ją dopiero po upływie doby). Do zemdlonej podbiegła s. Felicitas, chcąc ją ratować, wówczas zwrócił na nią uwagę jeden z żołnierzy. Usiłował ją wywlec z refektarza, by ją zgwałcić, s. Felicitas stawiała jednak bardzo skuteczny opór.

Czerwonoarmista zagroził, że ją zastrzeli i zaczął się do tego przygotowywać. Siostra podeszła do ściany, rozłożyła ręce w postawie krzyża i krzyknęła głośno: "Niech żyje Chrystus Król!". Nie dokończyła ostatniego słowa, gdyż padł strzał. Osunęła się, ale nie zmarła od razu. Żołnierz dobił ją, kopiąc butami po głowie i klatce piersiowej.

5. S. M. Acutina Goldberg, lat 62, zamordowana 2 maja 1945 r. w Krzydlinie Wielkiej.

S. M. Acutina (Helena) Goldberg urodziła się 6 lipca 1882 r. w miejscowości Dłużek między Szczytnem a Nidzicą w Prusach Wschodnich. Rodzice byli rolnikami. Do Zgromadzenia elżbietanek wstąpiła w 1905 r. Śluby wieczyste złożyła w 2017 r.

Była pielęgniarką i pracowała kolejno w elżbietańskich placówkach we Wleniu, w Nysie i w Lubiążu. W czasie wojny s. Acutina została też wychowawczynią w prowadzonym przez elżbietanki w Lubiążu przedszkolu oraz opiekunką sierot z sierocińca dla dziewcząt.

Wojska radzieckie wkroczyły do Lubiąża 26 lutego 1945 r. S. Acutina świadoma niebezpieczeństwa, które grozi dziewczętom, podjęła decyzję o ucieczce i wraz ze swoimi podopiecznymi trafiła do Krzydliny Wielkiej. 2 maja 1945 r. razem z kilkoma z nich i drugą starszą siostrą pracowały w polu, gdzie natknęła się na nie grupa pijanych czerwonoarmistów. Żołnierze zaatakowali dziewczyny. S. Acutina stanęła między nimi a napastnikami, usiłując chronić młode kobiety przed gwałtem, na co oficer, śmiejąc się i przeklinając, zastrzelił zakonnicę. Ostatecznie jednak po tym wydarzeniu Rosjanie wypuścili swoje ofiary i odeszli.

 

6. S. M. Paschalis Jahn, lat 29, zamordowana 11 maja w Sobotínie na terenie Czech.

Była najmłodszą spośród dziesięciu męczenniczek. Urodziła się 7 kwietnia 1916 r. w Górnej Wsi, małej wiosce włączonej w 1921 r. w granice administracyjne Opola. Na chrzcie otrzymała imię Maria Magdalena. Była nieślubnym dzieckiem. Rodzice zawarli związek małżeński kilka lat po jej narodzeniu. Była to uboga rodzina, zmuszona do wyjazdów za pracą, wszyscy jednak darzyli się głęboką miłością i przywiązaniem. Wstąpiła do zgromadzenia elżbietanek w 1937 r., przyjmując imię Maria Paschalis. Skierowana została do szkoły pielęgniarskiej. Pierwsze śluby zakonne złożyła 19 października 1939 r. Pracowała m. in. w Kluczborku, w Głubczycach i w Nysie, gdzie posługiwała jako kucharka starszym i chorym siostrom.

W sierpniu 1944 r. s. Paschalis poprosiła o dopuszczenie do ślubów wieczystych i uzyskała na to zgodę swoich przełożonych. Ślubów jednak nie zdążyła złożyć.

22 marca 1945 r. w przeddzień zajęcia Nysy przez Armię Czerwoną przełożona Domu św. Elżbiety w Nysie podjęła decyzję o ewakuacji młodszych sióstr. S. Paschalis wraz z drugą siostrą, M. Fides, trafiły do miejscowości Sobotín już na terenie Czech. Przebywała tam liczna grupa uchodźców, w tym inne elżbietanki. Siostry zajęły się pomocą w pielęgnacji chorych i starszych.

Wojska radzieckie wkroczyły do Sobotína 7 maja 1945 r. w ostatnim dniu wojny a s. Paschalis napadnięta została przez jednego z czerwonoarmistów 11 maja, już po jej oficjalnym zakończeniu. Broniąc się przed gwałtem, uciekła do pomieszczenia, gdzie były inne osoby i nie pozwalała się wyprowadzić. Żołnierz zagroził jej śmiercią. Uklękła wtedy i trzymając krzyżyk od różańca, oświadczyła: "Noszę świętą suknię i nigdzie z tobą nie pójdę. Chrystus jest moim Oblubieńcem". Wszystkich obecnych poprosiła o wybaczenie a Jezusa o siłę przy umieraniu. Została zabita strzałem prosto w serce. Mieszkańcy Sobotína nazwali ją Białą Różą z Czech.

Na podstawie książki "Dziesięć panien mądrych. Męczenniczki Elżbietańskie" autorstwa o. Zdzisława Kijasa.

 

Przedstawiamy sylwetki męczenniczek związanych z naszą diecezją, a beatyfikowanych w czerwcu tego roku - cz. I.

 

Były w większości Ślązaczkami. Pracowały w różnych miejscach, opiekując się starszymi, chorymi, potrzebującymi. Wierne swojemu powołaniu zamordowane zostały przez żołnierzy radzieckich "wyzwalających" tereny Śląska w 1945 r. Beatyfikacja 10 męczenniczek elżbietańskich odbyła się 11 czerwca br. we Wrocławiu.

1. S. M. Edelburgis Kubitzki, lat 40, zamordowana 20 lutego 1945 r. w Żarach.

Urodziła się 9 lutego 1905 r. w Dąbrówce Dolnej koło Namysłowa na pograniczu Dolnego i Górnego Śląska. Na chrzcie otrzymała imię Julianna. Była córką niezamożnych rolników, jedną z ośmiorga rodzeństwa. Straciła matkę w wieku siedmiu lat. Ojciec ożenił się po raz drugi. Jej najmłodszy brat był zakonnikiem i także zginął w czasie wojny. Do zgromadzenia sióstr elżbietanek wstąpiła w 1929 r., jako 24-latka. W klasztorze zrobiła kursy pielęgniarskie. Miała do tego szczególne powołanie – kochała chorych, była osobą dobrą, wrażliwą i miłosierną. Od 1932 r. z roczną przerwą pracowała w stacji ambulatoryjnej prowadzonej przez siostry elżbietanki w Żarach.

Rosjanie wkroczyli do miasta 13 lutego 1945 r. Następnego dnia, gdy przypadała akurat Środa Popielcowa, siostry zostały wypędzone ze swojego domu, który zamieniono na magazyn. Wraz z kilkudziesięcioma innymi osobami, głównie dziewczynami i kobietami zapędzone zostały na noc do gospody "Lufft" przy Mühlplatz. Nie dało się jednak spać. Żołnierze radzieccy wciąż wyciągali kolejne kobiety na zewnątrz, chcąc je zgwałcić. Siostry, mimo razów, próbowały bronić ofiar i pocieszać te, które wracały.

Gospodę mogły opuścić dopiero nad ranem. Wraz z kilkudziesięcioma innymi osobami schroniły się w jakimś cudem ocalałej plebanii, licząc na to, że pozostaną niezauważone. Niestety Rosjanie szybko odkryli ukrywających się cywilów i siostry zakonne, które wzbudzały ich szczególne zainteresowanie. Elżbietanki przebrały się w ubrania świeckie, lecz to nie pomogło. W ciągu kolejnych dni żołnierze atakowali chroniące się na plebanii kobiety.

Kilkakrotnie ofiarą gwałtu padła też s. Edelburgis Kubitzky. "W żadnych okolicznościach już tego nie zniosę, choć może mnie to również kosztować życie" – miała się zwierzyć przebywającemu na plebanii ks. Maxowi Schubertowi.

20 lutego na plebanię wtargnęła grupa pijanych Czerwonoarmistów. Doszło do dramatycznych scen, strzelaniny i niszczenia budynku. S. Edelburgis zaatakowana została przez jednego z żołnierzy. Broniła się przed gwałtem, mimo bicia i gróźb śmierci, podkreślając, że należy do Boga. Wobec tego oporu czerwonoarmista oddał do niej z bliska kilkanaście strzałów, po czym sprawcy zbrodni uciekli. Siostra Edelburgis umierała krótko. Zdążyła jednak zostać namaszczona świętymi olejami przez ks. Schuberta, który był świadkiem jej śmierci.

2. S. M. Rosaria Schilling, lat 36, zamordowana 23 lutego 1945 r. w Nowogrodźcu k. Bolesławca.

Urodziła się 5 maja 1908 r. we Wrocławiu w rodzinie ewangelickiej. Otrzymała imię Frieda. Była kobietą bardzo piękną, elegancką i inteligentną. Nie wiadomo, kiedy zdecydowała się na zmianę wyznania oraz jaka była na to reakcja jej rodziny. Wiemy, że od 2 kwietnia 1928 r. była uczennicą elżbietańskiej Szkoły Gospodarstwa Domowego w Nysie, a 8 października 1928 r. poprosiła o przyjęcie do Zgromadzenia, w którym złożyła śluby wieczyste w 1935 r.

Pracowała w wielu miejscach – w Hamburgu, w Nowogrodźcu k. Bolesławca, a już w czasie wojny – w Głogowie, Nysie, Katowicach, Legnicy i Chojnowie. W większości tych miejsc siostry prowadziły szpitale. Na początku stycznia 1945 r. rozpoczęła pracę w przedszkolu w Nowogrodźcu. Jak wspominają świadkowie, była bardzo szanowana i lubiana przez inne siostry, przez współpracowników i dzieci, które trochę rozpieszczała. Dla ministrantów przygotowywała śniadania.

Wobec zbliżającego się frontu zdecydowała się pozostać ze starszymi, schorowanymi i rannymi. Rosjanie wkroczyli do miasta 18 lutego, w pierwszą Niedzielę Wielkiego Postu. Siostry zostały wygnane ze swego domu. Wraz z innymi osobami znalazły schronienie w dawnym klasztorze sióstr magdalenek. Choć gwałty na kobietach rozpoczęły się natychmiast, w pierwszych godzinach żołnierzy powstrzymywał zakonny habit. Zmiana nastąpiła pod wpływem radzieckiego komisarza, komendanta miasta, który zachęcał ich właśnie do szczególnej agresji wobec sióstr i sam dawał tego przykład.

W nocy z 21 na 22 lutego s. Rosaria wywleczona została ze schronu, po czym padła ofiarą wielogodzinnego zbiorowego gwałtu. Znęcało się nad nią ponad 30 żołnierzy. Ostatkiem sił dotarła do miejsca, z którego została zabrana. Była niemal w stanie agonalnym, z ranami głowy i z krwotokiem wewnętrznym. Z trudem opowiedziała, co się stało.

Wieczorem 23 lutego Czerwonoarmiści po raz kolejny wdarli się do schronu. Komisarz szydził z s. Rosarii i kazał wszystkim poza nią opuścić budynek i udać się do komendantury. S. Rosaria nie posłuchała. Nie chcąc po raz kolejny doświadczyć gwałtu, ostatkiem sił zmusiła się do marszu z pomocą jednej z sióstr. Została zamordowana w czasie drogi, zastrzelona przez rozwścieczonego komisarza.

3. S. M. Adela Schramm, lat 59, zamordowana 25 lutego 1945 r. w Godzieszowie k. Lubania.

S. M. Adela Schramm urodziła się 3 czerwca 1885 r. w Łącznej k. Kłodzka w wielodzietnej rodzinie robotniczej – miała czterech braci i sześć sióstr. Na chrzcie otrzymała imię Klara. Przywdziała habit w 1912 r., a śluby wieczyste złożyła w 1924 r.

Większość swego zakonnego życia spędziła na placówce w Ramułtowicach k. Wrocławia. W czasie wojny często była przenoszona z placówki na placówkę, z uwagi na zmieniające się potrzeby. W połowie 1944 r. została mianowana przełożoną domu św. Augustyna w Godzieszowie k. Lubania, gdzie zajmowała się pomocą ambulatoryjną, wspieraniem ubogich i udzielaniem schronienia starcom. Opiekowała się też rannymi żołnierzami.

Gdy zbliżał się front, poprosiła swoje siostry, by ewakuowały się i szukały bezpiecznego schronienia. Sama pozostała z tymi, którzy z uwagi na stan zdrowia i wiek nie mogli uciekać.

Po wejściu wojsk radzieckich do Godzieszowa 20 lutego 1945 r. znalazła schronienie u jednego z życzliwych gospodarzy, gdzie wraz z grupą innych osób ukrywała się na strychu. 25 lutego, w drugą niedzielę Wielkiego Postu, do budynku wkroczyli czerwonoarmiści, odnajdując ukrywającą się grupę. Niemal wszyscy łącznie z gospodarzami zginęli. S. Adela zamordowana została po dłuższej walce w obronie czystości. Nie było naocznych świadków tego zdarzenia. Dramatyczne odgłosy, strzały, a następnie przerażającą ciszę słyszała tylko jedna kobieta, której udało się przetrwać w kryjówce.

4. S. M. Sabina Thienel, lat 35, zamordowana 1 marca 1945 r. w Lubaniu.

S. M. Sabina Thienel urodziła się 24 września 1909 r. w Rudziczce k. Prudnika w rodzinie robotniczej. Na chrzcie otrzymała imię Anna. Do Zgromadzenia Elżbietanek wstąpiła w wieku 24 lat w 1933 r., wkrótce po przejęciu w Niemczech władzy przez Hitlera.

Była dyplomowaną pielęgniarką. Pracowała na placówce we Wrocławiu, gdzie zajmowała się głównie osobami starszymi i potrzebującymi. Angażowała się też w pracę duszpasterską, katechizację, przygotowanie dzieci do I Komunii Świętej, wypiek hostii itp.

W związku z nadchodzącym frontem siostry z Wrocławia ewakuowane zostały pod koniec 1944 r. do bezpieczniejszego, jak się wydawało, Lubania. Stamtąd też można było wyjechać. S. Sabina zdecydowała się jednak zostać z osobami starszymi, którymi się zajmowała.

Wojska radzieckie wkroczyły do miasta 28 lutego 1945 r. Ok. południa do klasztoru wtargnęła ponad 100-osobowa grupa żołnierzy, którzy postanowili urządzić sobie w nim kwaterę. Splądrowali obiekt i już pierwszego dnia zgwałcili pierwszą siostrę. Atakowali również s. Sabinę, udało się jej jednak obronić. Modliła się do Matki Bożej, prosząc, by pozwoliła jej umrzeć jako dziewica. Siostry mówiły, że uprosiła sobie tę łaskę. Następnego dnia, 1 marca, ofiarą żołnierzy radzieckich padły trzy kolejne siostry. S. Sabina wraz z grupą innych sióstr modliła się w osobnym pomieszczeniu. Na zewnątrz budynku wzmogła się strzelanina i nagle, nie wiadomo skąd, do pokoju, w którym przebywały siostry, wpadł pocisk i ugodził s. Sabinę prosto w serce.

 

"Jest taki smutek, który przychodzi wtedy,
kiedy za bardzo przywiązujemy się do siebie
i do przedmiotów.
Wtedy, kiedy gniewamy się na ludzi,
o których myślimy, że za mało nas cenią.
Mamy żal, że na świecie jest tak okropnie
i że to właśnie nam źle się powodzi.

A przecież jest tyle drzew i kwiatów,
takie mnóstwo ptaków i motyli,
łąk i lasów.
Tyle cudownych rzeczy wokół nas,
które tylko czekają na to,
by uzdrowić człowieka z jego smutku.
Naucz się nazywać po imieniu drzewa i kwiaty,
ptaki i ryby,  w imię Boga.

Otwórz swojego ducha dla światła,
otwórz swoje serce dla radości."

 

 

TAJEMNICA SZCZĘŚCIA

Pewien młodzieniec zapytał najmądrzejszego z ludzi o tajemnicę szczęścia.
Mędrzec poradził młodzieńcowi,
by obszedł pałac i powrócił po dwóch godzinach.

Proszę cię jedynie o jedno - powiedział mędrzec,
wręczając mu łyżeczkę, na której umieścił dwie krople oliwy.

W czasie wędrówki nieś tę łyżeczkę tak, by nie wylała się oliwa.

Po dwóch godzinach młodzieniec wrócił i mędrzec zapytał go :

Czy widziałeś wspaniale ogrody? Czy zauważyłeś piękne pergaminy?

Młodzieniec ze wstydem wyznał, że nie widział niczego.
Troszczył się jedynie o to, by nie wylać kropel oliwy.

Wróć i spójrz na cuda mego świata -powiedział mędrzec.

Młodzieniec wziął łyżeczkę i znów zaczął wędrówkę,
ale tym razem obserwował wszystkie dzieła sztuki.
Zobaczył też ogrody, góry i kwiaty.
Powrócił do mędrca i szczegółowo zdał sprawę z tego, co widział.

Gdzie są te dwie krople oliwy, które ci powierzyłem? - spytał mędrzec.

Spojrzawszy na łyżeczkę, chłopak zauważył, że ich nie ma.
Oto jedyna rada, jaką mogę ci dać, powiedział mędrzec :

Tajemnica szczęścia tkwi w dostrzeganiu wszystkich cudów świata,
przy jednoczesnej dbałości o dwie krople oliwy na łyżeczce.


 

 

 

 

 

Wizerunki św. Franciszka i św. Hiacynty

Ponad dwa tygodnie temu wprowadziliśmy do naszej świątyni relikwie św. Franciszka i św. Hiacynty Marto – dzieci fatimskich. Temu wydarzeniu towarzyszyły nam obrazy przedstawiające tych świętych, zawieszone później w kaplicy fatimskiej w naszym kościele. Wielu z nas może zadawać sobie pytanie dlaczego te obrazy są takie ponure, a mimika twarzy Franciszka i Hiacynty nie jest zbyt przyjazna. Odpowiedź na to pytanie kryje się w zamyśle powstania tych wizerunków. Tradycją Kościoła jest, że podczas ceremonii kanonizacji prezentowane są publicznie ich oficjalne wizerunki. Postulator ds. kanonizacji pastuszków fatimskich s. Angela F. Coelo (to ona przekazała nam relikwie) powierzyła misję stworzenia wizerunków świętego Franciszka Marto i świętej Hiacynty Marto malarce Silvii Patrício. Namalowane przez nią portrety, ukazują nie tyko wygląd, ale również pewne cechy psychologiczne dwojga małych świętych, szczególnie zaś relacje łączące ich z Bogiem oraz charakterystyczne cechy świętości każdego z nich. Pragnęliśmy, aby wizerunki nie odbiegały od obrazu, w jakim od stu lat lud Boży rozpoznaje widzących. Dlatego wzorem do stworzenia portretów stało się zdjęcie wykonane w Aljustrel kilka dni przed 13 października 1917 r. Wizerunki pastuszków utrwalone na tej fotografii są czarno-białe. Stroje przedstawione na portretach zyskały kolory dzięki badaniom etnograficznym przeprowadzonym przez artystkę. Najbardziej oczywiste atrybuty tych świętych to różańce, które dzieci trzymają w rękach oraz świece, wzorowane na autentycznej świecy, należącej w czasie objawień do rodziny widzących. Świeca nawiązuje do zdania, jakie Jan Paweł II wypowiedział podczas beatyfikacji, nazywając pastuszków „świecami, jakie Bóg zapalił”. Świeca Franciszka i świeca Hiacynty mają swoje specyficzne światła, związane z upodobaniami dzieci: Hiacynta bardziej lubiła księżyc, który nazywała „latarnią Matki Boskiej”, Franciszek wolał „latarnię Pana Jezusa”, czyli słońce. W aureole, które w ikonograficznej tradycji Kościoła symbolizują ideę świętości, malarka – niczym jubiler w delikatny filigran biżuterii – wplotła motywy, związane z każdą z postaci, ich historią oraz cechami charakterystycznymi ich świętości. W aureolę świętego Franciszka Marto wpisany jest Anioł z Fatimy który przyniósł dzieciom Eucharystię, krzew gorejący – biblijny symbol adoracji Boga oraz hostie, przypominające szczególny związek Franciszka z „Jezusem ukrytym”. W aureoli świętej Hiacynty Marto odnajdziemy wizerunki papieża oraz Matki Boskiej z Jej Niepokalanym Sercem; serce – symbol bezgranicznego oddania Hiacynty – umieszczone jest także na zwieńczeniu filigranowej aureoli dziewczynki. Swoisty portret psychologiczny małych wizjonerów odnajdujemy w ich spojrzeniach: Hiacynta spogląda śmiało do przodu, jakby chciała wszystkich patrzących na jej portret wezwać do podjęcia misji; Franciszek wznosi oczy ku górze, co świadczy o upodobaniu chłopca do modlitwy i kontemplacji. Dla wyrażenia idei, że Kościół honoruje mądrych, którzy „świecą jak blask sklepienia”, jednolite tło obrazów zdobią świetliste krzyże w kolorze aureoli. Układ portretów świętych nie odpowiada rozmieszczeniu postaci na oryginalnej fotografii z 1917 r. Na fasadzie bazyliki jako pierwszą umieszczono bowiem Hiacyntę Marto, która stała się pierwszą głosicielką objawień fatimskich. Artystka zaprojektowała również obrazek, który był rozdawany wiernym w dniu kanonizacji. Podobne obrazki były również rozdawane podczas uroczystości wprowadzenia relikwii Franciszka i Hiacynty do naszego kościoła.

 

 

 

     Trzy części fatimskiej tajemnicy na podstawie Wspomnień Siostry Łucji.

1. Pierwsza część fatimskiej tajemnicy - wizja piekła.

    A więc tajemnica składa się z trzech odmiennych części. Z tych dwie teraz wyjawię. Pierwszą więc była wizja piekła. Pani nasza pokazała nam morze ognia, które wydawało się znajdować w głębi ziemi, widzieliśmy w tym morzu demony i dusze jakby były przezroczystymi czarami lub brunatnymi żarzącymi się węgielkami w ludzkiej postaci. Unosiły się w pożarze, unoszone przez płomienie, które z nich wydobywały się wraz z kłębami dymu. Padały na wszystkie strony jak iskry w czasie wielkich pożarów, bez wagi, w stanie nieważkości, wśród bolesnego wycia i rozpaczliwego, krzyku. Na ich widok można by ogłupieć i umrzeć ze strachu.
Demony miały straszne i obrzydliwe kształty wstrętnych, nieznanych zwierząt. Lecz i one były przejrzyste i czarne. Ten widok trwał tylko chwilę. Dzięki niech będą Matce Najświętszej, która nas przedtem uspokoiła obietnicą, że nas zabierze do nieba (w pierwszym widzeniu). Bo gdyby tak nie było, sądzę, że bylibyśmy umarli z lęku i przerażenia.
Następnie podnieśliśmy oczy ku naszej Pani, która nam powiedziała z dobrocią i ze smutkiem: «Widzieliście piekło, dokąd idą dusze biednych grzeszników. Aby ich ratować, Bóg chce ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeśli zrobi się to, co ja wam mówię, wiele dusz zostanie uratowanych, nastanie pokój na świecie. Wojna się skończy. Ale jeżeli się nie przestanie obrażać Boga, to za pontyfikatu Piusa XI rozpocznie się druga, gorsza. Kiedy ujrzycie noc oświetloną przez nieznane światło, wiedzcie, że to jest wielki znak, który wam Bóg daje, że ukarze świat za jego zbrodnie przez wojnę, głód i prześladowania Kościoła i Ojca św. Żeby temu zapobiec, przyjdę, by żądać poświęcenia Rosji memu Niepokalanemu Sercu i ofiarowania Komunii św. w pierwsze soboty na zadośćuczynienie. Jeżeli ludzie me życzenia spełnią, Rosja nawróci się i zapanuje pokój, jeżeli nie, Rosja rozszerzy swoje błędne nauki po świecie wywołując wojny i prześladowania Kościoła. Sprawiedliwi będą męczeni, Ojciec św. będzie bardzo cierpieć, wiele narodów zostanie zniszczonych, na koniec zatriumfuje moje Niepokalane Serce. Ojciec św. poświęci mi Rosję, która się nawróci, a dla świata nastanie okres pokoju.

 

2. Druga część fatimskiej tajemnicy – Niepokalane Serce Maryi.

    Druga tajemnica odnosi się do nabożeństwa Niepokalanego Serca Maryi. Jak już poprzednio mówiłam, Nasza Pani 13 VI 1917 r. zapewniła mnie, że nigdy mnie nie opuści i że Jej Niepokalane Serce będzie zawsze moją ucieczką i drogą, która mnie będzie prowadziła do Boga.
Mówiąc te słowa, rozłożyła swe ręce i przeszyła nasze serca światłością, która z nich płynęła. Wydaje mi się, że tego dnia to światło miało przede wszystkim utwierdzić w nas poznanie i miłość szczególną do Niepokalanego Serca Maryi, tak jak to było w dwóch innych wypadkach odnośnie do Boga i do tajemnicy Trójcy Przenajświętszej. Od tego dnia odczuliśmy w sercu bardziej płomienną miłość do Niepokalanego Serca Maryi.
Hiacynta mówiła mi nieraz: «Ta Pani powiedziała, że jej Niepokalane Serce będzie twoją ucieczką i drogą, która cię zaprowadzi do Boga. Kochasz ją bardzo? Ja kocham Jej Serce bardzo. Ono jest tak dobre!»
Kiedy Pani w lipcu powiedziała nam w tajemnicy, jak to już wcześniej opisałam, że Bóg chce ustanowić na świecie nabożeństwo do Jej Niepokalanego Serca, aby zapobiec przyszłej wojnie, i że przyjdzie, aby żądać poświęcenia Rosji jej Niepokalanemu Sercu i Komunii św. wynagradzającej w pierwsze soboty, Hiacynta słysząc to powiedziała do mnie: «Tak mi żal, że nie mogę przyjmować Komunii św. na zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi». Mówiłam też już, że Hiacynta spośród aktów strzelistych, które O. Cruz nam polecił, wybrała następujący: «Słodkie Serce Maryi, bądź moim ratunkiem». Gdy te słowa wypowiadała, dodawała ze swoją zwykłą prostotą: «Lubię tak bardzo Serce Maryi! Jest to przecież Serce naszej Matki Niebieskiej. Czy ty też lubisz powtarzać: «Słodkie Serce Maryi, bądź moim ratunkiem? Ja to tak chętnie czynię. Tak bardzo lubię». Często zrywała kwiaty polne i śpiewała sobie na melodię, którą spontanicznie sama wymyślała «Słodkie Serce Maryi, bądź moim ratunkiem. Niepokalane Serce Maryi nawróć grzeszników, wybaw dusze z piekła».

    

3. Trzecia część fatimskiej tajemnicy.

     Trzecia część tajemnicy wyjawionej 13 lipca 1917 w Cova da Iria-Fatima.
Piszę w duchu posłuszeństwa Tobie, mój Boże, który mi to nakazujesz poprzez Jego Ekscelencję Czcigodnego Biskupa Leirii i Twoją i moją Najświętszą Matkę.

Po dwóch częściach, które już przedstawiłam, zobaczyliśmy po lewej stronie Naszej Pani nieco wyżej Anioła trzymającego w lewej ręce ognisty miecz; iskrząc się wyrzucał języki ognia, które zdawało się, że podpalą świat; ale gasły one w zetknięciu z blaskiem, jaki promieniował z prawej ręki Naszej Pani w jego kierunku; Anioł wskazując prawą ręką ziemię, powiedział mocnym głosem: Pokuta, Pokuta, Pokuta!
I zobaczyliśmy w nieogarnionym świetle, którym jest Bóg: “coś podobnego do tego, jak widzi się osoby w zwierciadle, kiedy przechodzą przed nim” Biskupa odzianego w Biel “mieliśmy przeczucie, że to jest Ojciec Święty”. Wielu innych Biskupów, Kapłanów, zakonników i zakonnic wchodzących na stromą górę, na której szczycie znajdował się wielki Krzyż zbity z nieociosanych belek jak gdyby z drzewa korkowego pokrytego korą; Ojciec Święty, zanim tam dotarł, przeszedł przez wielkie miasto w połowie zrujnowane i na poły drżący, chwiejnym krokiem, udręczony bólem i cierpieniem, szedł modląc się za dusze martwych ludzi, których ciała napotykał na swojej drodze; doszedłszy do szczytu góry, klęcząc u stóp wielkiego Krzyża, został zabity przez grupę żołnierzy, którzy kilka razy ugodzili go pociskami z broni palnej i strzałami z łuku i w ten sam sposób zginęli jeden po drugim inni Biskupi Kapłani, zakonnicy i zakonnice oraz wiele osób świeckich, mężczyzn i kobiet różnych klas i pozycji.
Pod dwoma ramionami Krzyża były dwa Anioły, każdy trzymający w ręce konewkę z kryształu, do których zbierali krew Męczenników i nią skrapiali dusze zbliżające się do Boga.